Zegarmistrz zatrzymanego czasu

Chciałbym opowiedzieć o pewnym fascynującym miejscu, w którym miałem okazję przebywać. Był to zakład zegarmistrzowski w małej, choć czasami „zawalonej” wczasowiczami miejscowości. Mając potrzebę wykonania drobnej usługi zegarmistrzowskiej, zostałem skierowany do miejsca, gdzie w małym pawilonie pokrytym z zewnątrz plastikową wykładziną i z nierówno przyklejonym napisem „Zegarmistrz” znajdował się ten zakład. Miałem mało czasu, byłem rozpędzony i zirytowany szukaniem tego miejsca. To, co miałem zrobić u zegarmistrza, wcale nie było mi już teraz potrzebne. Wyrzucałem sobie, że w ogóle zdecydowałem się na to działanie.

Sam pawilon z zewnątrz też nie zachęcał do wejścia. Sprawiał zimne wrażenie – jak miejsce, gdzie trzeba wejść tylko wtedy, kiedy się musi. Ale próg tego zakładu stał się dla mnie granicą między wymiarami. Z wymiaru pośpiechu, niezdecydowania, odczuwania czasu jako czegoś, nad czym mam władzę i co mogę kontrolować, z miejsca, gdzie czas postrzegałem jako zawarty tylko w przyszłości, znalazłem się w wymiarze, w którym czas na mnie czekał. Nie byłem przed chwilą ani za chwilę, byłem teraz.

Po przekroczeniu progu zmienił się zapach – był gęsty, przepojony lekką wonią oleju i spoconych metalowych części zegarów leżących w pudełkach i odpoczywających przed nowym zadaniem. Były jak weterani przebywający na urlopie w sanatorium czasu. Zmienił się też dźwięk – był szumem tykających zegarów, ale nie było słychać jednego wyraźnego tykania. Wszystkie zegary tykały wspólnym głosem – tak, jakby stroiły się do jednego wzorca. Zdawało się, że rozmawiają ze sobą i dotykają się wahadłami, jak ludzie muskający swoje dłonie. Na początku z dystansem, jakby od niechcenia, później śmielej, chcąc być jak najbliżej siebie. Zmieniło się też światło – które, lekko przyciemnione, w naturalny sposób dopasowało się do mahoniowych obudów zegarów, starozłotych tarcz i wahadeł. Siadało wygodnie na ścianach, które pomalował czas.

Cóż za pokaz łagodności! Światło było dobre dla siebie – nie siliło się na żadne wymuszone akcenty. Dbało o siebie, dając wszystkiemu dookoła to, co miało najprawdziwsze. Z taką samą łagodnością otulało stary zasłużony zegar, jak i kiczowaty budzik, który nie wydał jeszcze żadnego dźwięku o zadanej porze, porażony swoją niską samooceną. Było jednocześnie różne wszędzie, takie jak być mogło, by zapewnić odpoczynek czasowi.

Był też zegarmistrz – z początku niewidoczny, jakby był dodatkiem do całego obrazu, tak jakby jego obecność usprawiedliwiała istnienie tego miejsca, chociaż prawdziwy cel był ukryty. W podobny sposób zegarmistrz traktował wchodzącego do niego gościa. Wiedział, że uczestniczy we wspaniałym misterium obcowania z czasem i starał się nie przeszkadzać.

Nie było w tym miejscu nikogo ważnego, mniej ważnego czy zbytecznego. Było poczucie jedności i spokoju, jak zamysł Stwórcy na raj dla człowieka.

Czy czas może mieć miejsce, gdzie odpoczywa?

Nigdzie nie pędzi, nie każe nikomu się spieszyć. Pozostał w swojej teraźniejszości, przecież też musi zadbać o siebie, odpocząć. Czas chyba nie istnieje w przyszłości ani w przeszłości, jest tylko właścicielem przestrzeni i miejsca, w którym się znajduje. Czy miejsce może mieć zapach czasu, który zatrzymał się na mgnienie oka, by pokazać ludziom swoje łagodne i prawdziwe oblicze? Może w tej chwili przekazuje zegarom część swojej duszy, a człowiek, który w tym uczestniczy, jest wybranym posłańcem, przy którym czas czuje się bezpiecznie? Czy ja byłem w tym miejscu? Boje się, że jak tam wrócę, czas zakończy urlop. Można nigdy takich miejsc nie zobaczyć, nie dostrzegając rzeczywistości.

 

Czas skończył urlop
i ruszył z kopyta
Czy ktoś nadąża?
Wcale nie pyta
To nie on ludzi spieszy
choć pędzi czasami
Goniąc za iluzją
spieszymy się sami
Czy czas można stracić?
lub zyskać go więcej?
Czy jest on walutą?
liczoną naprędce?
Zwolnić i tak zostać?
Stać? Ja już stałem
„Z czasem być” to jest to
czego zawsze chciałem?
Czas nie jest mój
Ja jestem czasu
I po co tyle wokół
tego hałasu?
Co jest hałasem?
Co normalnym dźwiękiem?
Zegar też tyka, póki
sprężyna nie pęknie
Czas wolniej płynie w ciszy
Czy hałas go napędza?
Cisza milsza dla czasu
choć czasami to jędza
Hałas też nie lepszy
gdy go muszę słuchać
Staje się milutki
gdy muzyką puka
W harmonii być z czasem,
z ciszą i z hałasem

 

 

 

Skomentuj

Vitriol na Facebooku